poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Śmierć...

... kiedy myślę o śmierci, zawsze mam przed oczami obraz wschodzącego słońca... Dlaczego? Hmm... nie wiem... może dlatego, że nie jest ona końcem, lecz początkiem? Ludzie boją się śmierci, boją się myśli o niej. Obawiają się jej samej i tego, co odnajdą po drugiej stronie... A owo "coś" istnieje i możemy to stwierdzić nie tylko za pomocą wiary, ale również opierając się na masie dowodów na temat życia pozagrobowego.

Śmierć nie jest końcem. Śmierć jest zakończeniem pewnego etapu. Śmierć jest jedynie przejściem... Człowiek oddaje ostatnie tchnienie, na krótką chwilę zapada ciemność, a potem dusza odłączona od ciała unosi się ku górze, otoczona jest jasnozłotą światłością, która ją przenika. Znika niewidzialna zasłona: świat, w którym żyła jest teraz szary, ciemny i niedoskonały. Wchodzi na świetlistą drogę, widzi tysiące nowych barw i zbliżające się cudowne, wielkie, białe światło. Myśli i odczuwa. Człowiek nie traci własnej osobowości, ponieważ to właśnie dusza jest jej źródłem. Ma on świadomość, że przeszedł przez śmierć, widzi iż nadal posiada ciało, lecz odmienione. Uwielbione. Czuje ogromną radość, w środku co raz bardziej wypełnia ją miłość i niezdolna jest już do jakiegokolwiek zła... Taka jest dusza niepotępiona, która złożyła nadzieję w Bogu i będzie mieć udział w Jego chwale, która wejdzie, od razu lub po oczyszczeniu, do Jego Królestwa, obleczonego w światło i w miłość, gdzie nie będzie już ani zła ani cierpienia ani smutku...

Śmierć jest tylko przejściem... "niczego we mnie nie skończy"...

Moja rada: żyj pięknie i ufaj, a śmierć przestanie być tajemnicą. Bo kto nie potrafi żyć, ten umarł już za życia.

Brak komentarzy: