sobota, 30 sierpnia 2008

KRAJOBRAZ NOCY

Lunatycy uciekają, zakochani w sobie,
wokół same lustra otaczają ich,

nie widzą nic, nie, nie słyszą nic, nic nie czują...

Dżem, Wokół sami lunatycy


Krajobraz nocy, krajobraz zła - nie chcę byś go znał,
niech szkarłatny blask kolejnego papierosa nie prowadzi Cię,
śpij spokojnie, bo ktoś powiedział, że życie jest snem,
a jeśli życie to tylko sen, dlaczego, dlaczego ja nie śpię?

Czarne myśli, czarne jak kruki, na mym oknie przysiadły,
ich ślepe, głębokie oczy wypatrują mego serca upadku,
by rzucić się, by przygnieść mnie, by polała się krew,
krew dziwna, niewidzialna, nikt nie zmyje jej.

Uśpiony świat cicho oddycha, nieświadomy swego snu,
chcę krzyczeć, nie mogę, samotność tak dusi mnie,
ta samotność paląca - oderwijcie ją od duszy mej,
mamo zbudź się i powiedz, że słońce nie jest złudzeniem...

Naiwne, nieme wołania, jak echo wśród skał gubią się,
próżno szukam zrozumienia, tej bezsenności nie leczy się,
nikt nie przyjdzie, nie zobaczy, nie usłyszy mnie,
każdy pogrążony we własnym koszmarze lub śnie...

piątek, 29 sierpnia 2008

PAN W CZARNYM KAPELUSZU

Znamy się tylko ze snów, to nie dziwi mnie,
między nami mury świata i czasu, lecz my znamy się.


To on kiedyś przyszedł, w gwiezdnym blasku nocy,

czarny płaszcz i kapelusz, smutne, piękne oczy.

Nie pytaj
mnie wciąż, czemu drzwi nie były zamknięte,
zapomniałaś już, jak żyje się, kiedy ma się za duże serce?


W za dużym sercu - za dużo myśli, zbyt głębokie morze szumi,

a inni, przecież inni ludzie po suchym lądzie włóczą się,

oddychający ziemią nie pojmą zatopionych w szaroniebieskiej wodzie,

więc nie dziw się, bo i Ty chciałaś, by ktoś nosił Twoje oczy.


Smutne oczy, smutne jak moje, spod kapelusza wyłaniały się,

nie było słów, śpiewaliśmy ciągle, ja o nim, a on o mnie.

Nie oburzaj się wciąż, czemu rozumiemy swój język dusz -

my, nie spieszący się na świat, urodzeni bez szans na ziemski raj.


Między nami mury świata i czasu, lecz my znamy się,

znamy się tylko ze snów, to nie dziwi mnie.

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

36 GODZIN

Któregoś dnia, a był to nawet piękny dzień,
spadło z nieba słońce, martwe runęło na ziemię
i nie pamiętam już nic, nie wiem co stało się -

długi lot, noc i chłód, który w żyłach zamroził krew.


Po co mi oczy, w ciemności nie dojrzą niczego,

nie ma tu nawet strachu, własne myśli tylko przerażają mnie,

ta dziwna wszechobcość - świat o śmierć potknął się,

noc i dzień nie różnią się, doba 36 godzin trwa.

Zabrali mi sen, zabrali, pewnie bali się,

że jeśli zasnę nie będę chciała już obudzić się,

lecz ja wiem, wiem ile jest warta droga mojego życia

i gdy nogi znów połamią się, na skrzydłach do końca polecę.


36 godzin - pustych jak bólu śpiew,
36 godzin, 36 daremnych łez.

Gdy sen nie przyjdzie, nie próbuj sam zasnąć, nie,

nie lękaj się o oddech, kiedy toniesz, to jeszcze nie koniec,

nie żałuj słońca, bo słońce na ziemi odbiciem światła jest,

jeśli ciemność przepłyniesz, zobaczysz, gdzie mieszka Sens.



piątek, 22 sierpnia 2008

BLIŻEJ NIEBA

Blask dni spokojnych jak sen urwał się,
jak ptak słoneczny horyzontu przeszył granicę

i co mi zostało - noc, pustka i chłód,

a myślałam, że go znam, że potrafię narysować ból.


Którejś nocy w piekle zostawiłeś Panie mnie,

lecz to nie był koniec, nie był to koniec, nie,

życie płynęło, świat dalej kręcił się,

a w moje serce wedrzeć chciała się śmierć.


Bo piekło to nie żar, strachu i jęku hymn,

piekło to pustynia, pustynia lodu i wiecznej ciszy,

świat, w którym jak słońce za chmury schowałeś się

i nie umiem, nie mogę znów odnaleźć Cię.


Samotność jak nóż, duszę na kawałki tnie,

gdzie Ciebie nie ma, tam wszystko kończy się,

lecz tak być musi, tej drogi smak muszę znać,

a u jej bramy czekasz w blasku wschodzących gwiazd.


Bliżej nieba będę, gdy za rękę znów weźmiesz mnie,

kiedy za plecami zostaną martwe piaski pustyni.

Cóż z tego, że w wyobraźni inny jawił się świat,

cóż z tego, że ta droga łatwiejszą wydawała się?

Słowa nie cofnę, nie zmienię, zawrócić nie chcę,

nawet gdy po gruzach szczęścia przyjdzie iść,

nawet gdy świat zbolały na barkach serca trzeba będzie nieść...

niedziela, 17 sierpnia 2008

NAJWIĘKSZE MARZENIE

Czego możesz od życia jeszcze chcieć,
masz wszakże to, czego wielu nie może mieć, o nie.
Trwały dom, za oknem zielony śpiewa ptak,
przyjaciół piękny bukiet - kwiatów niewiędnących czar,
poezji oddech, pod poduszką księga mądrości otwarta,
więc czemu budzisz niebo, czego jeszcze ci brak?

A gdyby tak przeżyć jeden szczęśliwy dzień,
choć szczęście dla mnie za dużym słowem jest.
Pełnych spokoju godzin szesnaście pragnę, pragnę, o tak,
z uśmiechem się zbudzić, z uśmiechem płynąć w nocną dal,
od wschodu do zachodu nie widzieć zmartwień chmur,
niczego nie ukrywać, nigdy więcej, nie
i nie czuć bólu, nie czuć go wcale.
Niech żadna kropla deszczu, deszczu kropla zła,
nie zmyje radości jednego szczęśliwego dnia.

Nie pytaj czego od życia mogę jeszcze chcieć, o nie,
chyba, że i Ty wiesz, dobrze wiesz, jak to jest -
wciąż walczyć ze sobą o kolejny życia dzień,
co noc żebrać w niebie o krótki, spokojny sen.
Duszony wiecznie łzami, co popłynąć nie mogą, mów
czy zbyt wiele chcę, szczęśliwy dzień za pięknym marzeniem?

znalezione w aparacie, znalezione w duszy


Piękno zachodu słońca pomaga pokonać
strach przed nocą...

sobota, 16 sierpnia 2008

GORZKIEJ CZEKOLADY SMAK

Nie prawdy szukaj, tylko kolegów.
ks. Józef Tischner

Nie prawdy szukaj, tylko kolegów,
kto szuka prawdy zostaje sam.
bo choć jedna jest prawda, każda droga swój język ma.
Robisz to dla nich, wiem, lecz oni nie zrozumieją Cię,
a samotność gorzkiej czekolady ma smak,
smak, który psuje najpiękniejsze dary życia.

Gorzkiej czekolady smak,
już na pamięć, na pamięć znam,
lecz nie podziwiam siebie, o nie,
dobrze wiem - to żadne poświęcenie.
Innego życia nie mogę znać,
innej czekolady nie znam -
i nie chcę brać, nie, nie chcę brać.

Nie pytaj czemu milczę, czemu udaję wciąż,
wolę, jak się uśmiechasz, a gorycz słodyczą staje się.
Lecz kiedy odejdę, bo kiedyś odejdę stąd,
zostawię ci kawałek mej czekolady i wtedy
poczujesz przez chwilę, jak smakowało całe moje życie.
Nie prawdy szukaj, tylko kolegów, na mych błędach się ucz.

piątek, 15 sierpnia 2008

CZARNA KREDKA

Widzisz Panie, dzisiaj znów piszę wiersz,
nie wiem po co i dla kogo on jest,
nie wiem, nie wiem nawet tego czy,
czy to ma jakikolwiek sens.

Czarna kredka dłoń rani jak nóż,
i tylko Ty widzisz ślady krwi w tle,
piękne myśli w bieli kartki konają,
to nie słowa, nie, to zastygłe litery.

Po nocy znów przychodzi noc,
kolejna ciemna, samotna noc...
Mówią mi ludzie, każdy ma nieraz zły dzień,
zły miesiąc, rok, złe życie też zdarza się?

Na pustyni nie odliczam czasu,
na pustyni szukam drogi bez gwiazd,
obcość i cisza otaczają mnie, życie zamarza,
więc to tak łatwo, tak łatwo umierać może świat?

Widzisz Panie, dzisiaj znów piszę wiersz,
z ciemnego nieba, ciemności prószy śnieg...
A ja marzę o tym, marzę, że ktoś nie przeklnie tej,
co dla nieba piechotą do piekła wybrała się.

Beznadziei wiatr piaskiem w oczy tnie,
z oczu łzy płyną, że nie skończyły się dziwi także mnie.
Krew już rozlana, kredka czarna złamała się,
co będzie - wiem, nie boję się, nie.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

MOTYL

gdy kiedyś nie odpiszę na Twój list
nie podniosę słuchawki gdy zadzwonisz
gdy już więcej się nie spotkamy
pomyśl że tak musiało być

czasem wśród ludzi rodzą się motyle
piękne odmienne niezwykłe
za delikatne by żyć
bo żyły zbyt cienkie by szyć nimi przyszłość
oddech zbyt płytki by można mu ufać
myśli kruche bardziej niż szkło

gdy kiedyś nie odpowiem uśmiechem za uśmiech
słowa żadnego nie usłyszysz z mych ust
gdy zamiast mnie znajdziesz zaschniętą kroplę
krwi
pomyśl że tak musiało być

może któregoś dnia obudzisz się
i rozpłynie się w słońcu zły sen
lecz jeśli byłam tylko motylem
spal mnie w swojej pamięci