niedziela, 28 września 2008

PRZERWANY PŁACZ

Nie chcę już dłużej udawać,
ta maska tak boleśnie rani twarz.
Nie chcę już dłużej milczeć,
choć słowa z duszy poderwać nie mogą się,
jak ptaki bez skrzydeł...

Nie chcę już dłużej wykrzywiać ust,
w nieszczerym uśmiechu nadziei,
wciąż łykać łzy, by nikt nie widział ich,
a nocą cicho łkać w poduszkę...

Nie chcę już dłużej
walczyć ze sobą o każdy dzień,
dusić się bólem przed każdym snem...

Nie chcę już dłużej
grać w dziwną grę,
lecz wciąż nie wiem jak przerwać ją,
mimo, że prawdy nie lękam się...

Nie chcę już dłużej ukrywać
tego Pięknego Światła,
które...

Czy pomożesz mi
odnaleźć się w Twoim świecie?

Czy podasz mi swą dłoń,
gdy z cienia w światło wejdę?

Czy odwrócisz jasne oczy,
gdy ujrzysz mą prawdziwą twarz?

Czy przeklniesz mnie za milczenie?
Czy może zrozumiesz,
że...

piątek, 26 września 2008

Kazimierz Dąbrowski
PRZESŁANIE DO NADWRAŻLIWYCH



Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi

za waszą czułość w nieczułości świata,

za niepewność - wśród jego pewności,

za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych,

zarażając się każdym bólem,

za lęk przed światem, jego ślepą pewnością,

która nie ma dna,

za potrzebę oczyszczania rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi,

bądźcie pozdrowieni.


Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za wasz lęk przed absurdem istnienia

i delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie,

za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością,
za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego,
za nieprzystosowanie do tego, co jest,

a przystosowanie do tego, co być powinno,

za to, co nieskończone - nieznane - niewypowiedziane, ukryte w was.


Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą twórczość i ekstazę,

za wasze zachłanne przyjaźnie, miłość i lęk,

że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami.


Bądźcie pozdrowieni za wasze uzdolnienia - nigdy nie wykorzystane -
(niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli poznać wielkości tych, co przyjdą po was)
za to, że chcą was zmieniać, zamiast naśladować,

że jesteście leczeni, zamiast leczyć świat,

za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę,

za niezwykłość i samotność waszych dróg,


bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi.

poniedziałek, 22 września 2008

Podwójna droga

W odległej krainie było kiedyś miasto, leżące u stóp pięknej góry. A była ona tak wysoka, że mgła i śnieg nieustannie pokrywały jej szczyt. Któregoś dnia do miasta przybył Pan Jezus i dźwigając wielki krzyż na ramionach, podążał w stronę tajemniczej góry. Lecz nikt na Niego nie zwrócił uwagi. Ludzie spieszyli się, mijali Go, czasem szturchali, a niektórzy omijali z daleka. Pan Jezus szedł dalej. A gdy był już sam na górskiej ścieżce spotkał małą dziewczynkę.
- Panie, dlaczego masz takie smutne oczy? - spytała, lecz nic jej nie odpowiedział.
- A ty dlaczego masz smutne oczka? - zadał to samo pytanie i także nie usłyszał odpowiedzi.
- Czy mogę pomoc Ci nieść ten krzyż? Wiem, że niewiele uniosę, ale pozwól mi - prosiła.
- Chcesz podążyć Moją drogą, aż na sam szczyt?
- Chcę - kiwnęła głową.
- Ale musisz wrócić do miasta, bo tam na ciebie czekają i cię potrzebują.
- Wiem... Lecz jak mam tam spokojnie żyć wiedząc, że Ty jesteś sam i niesiesz taki wielki ciężar? Wrócę i za dnia będę z nimi, a nocą, gdy wszyscy zasną, przyjdę do Ciebie i pomogę Ci. Pozwól mi...
I Pan Jezus się zgodził. Wiele razy słońce wschodziło i zachodziło, zmieniały się pory roku, a dziewczynka każdy dzień spędzała w mieście z innymi ludźmi i nocą podążała górską ścieżką, niosąc krzyż z Panem Jezusem. Lecz pewnego wieczoru, gdy wchodziła na górę, nie zastała Go. Wołała i szukała, ale nie przyszedł. Zupełnie jakby zniknął. Na drodze został tylko kawałek krzyża. Dziewczynka wzięła go i ze łzami w oczach poszła dalej. Wiedziała, że On gdzieś jest, że nie mógł umrzeć i kiedyś wróci. Droga zwężała się z każdym krokiem, nogi grzęzły w śniegu, wokół otaczała ją coraz gęstsza mgła i przenikliwy chłód. Szła, a każdy krok był wygraną walką. Niosła tylko niewielki kawałek krzyża, lecz był on często ciężarem ponad siły. Bo osiadła na nim samotność, tęsknota, osiadł płacz... Pan Jezus nie odszedł, był zawsze tuż obok, niosąc przy niej Swoją część krzyża. Lecz dziewczynka nie mogła Go już zobaczyć. I nie widziała, nie czuła nawet Jego obecności... Wierzyła. Taka była droga na szczyt...

czwartek, 18 września 2008

autotematycznie

JEDEN ZWYCZAJNY DZIEŃ


Nie chcę litości, nie pocieszaj mnie.
To dla mnie jest ten krzyż i ja go muszę nieść.
I nie mów mi, że rozumiesz.
Puste słowa nie znaczą nic.
Nie, nie ty nie wiesz, bo skąd masz wiedzieć
czym jest ciemność, która mnie otacza,
wieczny mrok, znienawidzony mrok
i w jego głębi duszący strach.

Jeden dzień skąpany w strudze słońca,
pełen barw jeden dzień...
Czy to tak dużo, o tak dużo proszę?
Jeden zwykły dzień.

Pamiętam jak, jak chciało mi się żyć,
jak bardzo cieszył każdy świt.
Nagle przerwany kolorowy film,
zgasły światła, nastała noc.
Jak wyglądasz? Skąd to wiedzieć mam.
Twój głos i zapach - to jedyne znam.
Co z nami będzie? A co może być
kiedy ciemność zatrzasnęła drzwi?


Dżem, z płyty "Pod wiatr"


sobota, 13 września 2008

ZAGUBIENI W HISTORII

To dziś ciężka fala dawnych łez i krwi
o pamięci brzeg stromy uderza znów...

Krwawych nocy, krwawych świtów zapach mdły,

żar walki, śmierci chłód w lustrze wody lśni.


Zapadła czerwono-czarna kurtyna,

skrzydłami jęku, bólu okryła świat,

w złym dramacie zaczęli ludzie grać i

pod maskami stracili własne twarze.


Zagubieni w historii, zagubieni,

zatopieni w kałuży nienawiści,

w wir rzuceni, w wir cieni własnych myśli,

zastygli w krwawym odruchu ataku.


Dziś nasze oczy otwiera prawdy wiatr,

na piasku wojny martwy Twój został ślad,

karabin i kula rdzawa Twoją krwią,

tylko marzenia gdzieś w niebie skryły się.


Opadła czerwono-czarna kurtyna,

gdyś nocą życie za życie brata dał...

Niech światło miłości zwróci ludziom twarz,

niech okrywa nas braterstwa jedwabny płaszcz.

sobota, 6 września 2008

Widzieć Cel

Poeta nie pisze, poeta nie pracuje,
szczerze mówiąc poeta czaruje -

aby myśl żyła słowem,

a nie umarła wyrazem.