niedziela, 28 października 2007

WE ŚNIE



Zatrzymał się czas... piasek w klepsydrze przesypał się,
zgasły już gwiazdy, jak zgasł w oczach jego jasny blask...

Wschodzące słońce zagląda przez okno,
ciepłe promienie czule głaszczą bladą twarz,
zdumiony wiatr nieruchomo obok przysiadł
i cichym oddechem gładzi złote włosy.
Słowik ogarnięty wzruszeniem, głosu wydobyć nie mógł,
na małym flecie tęskną melodię gra...

Tak cicho odszedł, tak delikatnie... bez słów,
jakby wiedział, że pożegnanie nie znaczy nic.
Wraz z zachodzącym księżycem granice horyzontu przekroczył,
nie poczuł nawet jak śmierć ujęła go za rękę,
jak wpłynął łodzią na błękitne wody nieba...
Nie przerwała mu snu... nie obudził się...

Widzę jego uśmiech, na twarzy otoczonej słonecznym blaskiem
i wiem, że ma teraz jeszcze piękniejsze sny...

sobota, 27 października 2007

PogaDUSZKA ze Śmiercią


Płynie czas, mija w rytmie migocenia gwiazd,
księżyc rozpoczął swój spacer po niebie
i cisza nocna, zasłuchana
w oczekiwanie na sen...

Stuk, stuk... nieśmiałe pukanie,
zimny podmuch płomień świecy zgasił...
Nie, to nie sen ze swymi marzeniami.
To w progu stanęła Śmierć.

-Nie teraz, odejdź, dziś nie mam sił
na bezsensowną wymianę zdań.
Patrzeć juz nie chcę jak kipisz złością, urażona-
i tak cię nie przekonam.

Po co znów o życiu opowiadać mam-
tylko udajesz, że słuchasz
metafory, porównania, symbole, tysiące dźwięków, barw-
i tak nie zrozumiesz.

Odejdź. Powiedz, kogo dziś w drogę wyprawiłaś
i wróć na swe mgliste ścieżki.
Bo możemy jedynie pomilczeć,
jak starzy, dobrzy wrogowie...

Zaczekaj... Ty płaczesz?
Płaczesz nad swoim losem?
Pod nogi Ducha Śmierć łzy wylewa?

...

Świat zwariował.

Ciężar tajemnic


Karol Wojtyła
"NARODZINY WYZNAWCÓW"

5.
Ducha nie ujrzysz nigdy - tylko oczy są zwierciadłem myśli,
którą w połowie drogi spotykam i z wolna zawracam...
(cierpka jagoda milczenia czy słodki ciężar konarów)
pomiędzy okiem a twarzą nieuchwytny przebiega wyścig,
otwiera czoło i twarz... i z cienów ją ogołaca.



wtorek, 23 października 2007

Bezdomni...





Bezdomni... wyklęci... zniszczeni...
Za dużo myśleli... Za dużo robili... Zbyt wiele chcieli - skrawek nieba przynieść na ziemię...

Jeżeli postapisz dobrze, jeżeli zależy ci na dobru - dostaniesz za to po głowie. Czyli nic nowego pod słońcem... Wiele można przetrzymać, głębokiej radości nic zgasić nie może... Do czasu aż zostaniesz porażony, oszołomiony bólem, do czasu aż zniszczony pogrążysz się w cieniu... Wyciagasz ręce do jednych, a drudzy znienacka wbijają nóż w plecy. Świat, nie mogąc cię powstrzymać, próbuje zabić w tobie ducha. Zabić ducha... Zapomniał, że można go jedynie uśpić. Zapomniał, że wystarczy zaledwie lekki powiew nadziei, by powstał z popiołu. I szedł będzie naprzód, silniejszy jeszcze, mocą swego bólu, a cień już nie jak jarzmo na nim, ale jak najpiekniejszy płaszcz, ozdobiony rubinami krwi, pięknem jego ślady będzie znaczył...

Lecz kto z wysokich gór wiatr nadziei przyniesie? Kto zbudzi ducha z głębokiego snu, gdy dzień nadchodzić będzie? Kto w mroku odważy się spojrzeć bólowi w oczy?

Jak świat chce istnieć w blasku dnia, skoro nocą gasi własne gwiazdy...

sobota, 20 października 2007

NIE ŚMIEJ SIĘ!


Znam takie miejsce,

gdzie nie wschodzi słońce,

gdzie wciąż pada deszcz,

gdzie mgła wszystko pokrywa

i gdzie gwiazdy boją się świecić.


Nie śmiej się!


Gdzie nie palą się lampy uliczne,

gdzie w piekarniach nie piecze się chleba

i zamiast niego podaje się kamień.

Nie ma tam miejsca na prawdę,

ucieka ona, jak zbrodniarz między drzewami.


Nie śmiej się!


Świat ludzi z atomów,

utopionych w kałuży obojętności,

zastygłych w odruchu ataku,

porwanych przez czarny huragan,

przyjaciół bierności.


Nie śmiej się!


Gdzie ważnie jest tylko to, co na wierzchu,

gdzie forma przewyższa treść,

gdzie wielkie słowa nie mają znaczenia,

bo uszy są zbyt małe

i gdzie nosi się ciemne okulary.


Nie śmiej się!


Gdzie każdy, kto z pochodnią idzie

jest niszczony,

zbyt mocno w oczy razi...

Gdzie nie ma miejsca na sens.

Gdzie rządzi papier i przeklęta ciecz.


Nie śmiej się!


Pytasz, czy wszyscy?

Nie. Lecz mało jest nie.

I nie ci, których byś się spodziewał.

To nie przesada, tylko

niepospolity obiektywizm.


Czemuż się śmiejesz?


To nie jest bajka.

To miejsce naprawdę istnieje.

Niedaleko, całkiem blisko.

Na tej pięknej ziemi

zabito mojego przyjaciela...

wtorek, 16 października 2007

CAŁY TY




Widzę.
Machasz do mnie ze szczytu góry,
celu wszystkiego.
Pamiętam.
Byłeś strasznie uparty.
Deszcz wciąż padał,
ale ty nie chciałeś
nosić parasola.
Mówiłeś, że musisz
mieć wolne ręce,
dla nich.
Lecz On nie pozwolił,
byś tak mocno moknął,
pelerynę zarzucił na ciebie.
I tak miałeś mokrą głowę,
bo ściągałeś kaptur
by lepiej słyszeć.
Cały ty.
Czekasz teraz na następnych.
Przyjdą.
Wiem.
Może niewielu,
ale prawdziwych.

poniedziałek, 15 października 2007

PRZYCHODZISZ


W delikatnym powiewie wiosennego wiatru,
W promieniach wschodzącego słońca,
Jasnozłotymi pocałunkami budzących uśpione pąki
Białej róży...

przychodzisz

W samotnej balladzie słowika,
Przy akompaniamencie szeleszczących liści,
W słodkim zapachu niewiędnących kwiatów,
Których imienia nie zna nikt...

przychodzisz

W ciszy wędrujących po niebie chmur,
Wśród nieodkrytych barw tysiąca tęcz,
W ogromie ciemnozielonych mórz -
Nie zostawiając śladu na piasku...

przychodzisz

Z jaśniejącymi oczami, uśmiechem miłości,
Kołysząc, tuląc duszę w ramionach,
Wlewając do serca bezdenną głębię radości...

Do każdego, kto drzwi izdebki swej otworzy...
przychodzisz

Ciemną nocą, przy blasku niegasnących gwiazd,
Ciszej niż po niebie płynący księżyc,
Nie wstydząc się bólu, nie chowając ran,
Z jaśniejącymi łzami zraszającymi zlęknioną ziemię...

Z żalem i skargą na zabarykadowane drzwi, do mnie
przychodzisz



piątek, 12 października 2007

Niebo przybliżyło się... w ciszy runęło w serce...


Karol Wojtyła
WYBRZEŻA PEŁNE CISZY

1.
Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem.
Nie przefruniesz tamtędy jak ptak.
Musisz stanąć i patrzeć coraz głębiej i głębiej,
aż nie zdołasz już odchylić duszy od dna.

Tam już spojrzeń żadna zieleń nie nasyci,
nie powrócą oczy uwięzione.
Myślałeś, że cię życie ukryje przed tamtym Życiem
w głębiny przechylonym.

Z nurtu tego - to wiedz - że nie ma powrotu.
Objęty tajemniczym pięknem wieczności!
Trwać i trwać. Nie przerywać odlotów
cieniom, tylko trwać coraz jaśniej i prościej.

Tymczasem wciąż ustępujesz przed Kimś, co stamtąd nadchodzi
zamykając za sobą drzwi izdebki maleńkiej -
a idąc krok łagodzi
- i tą ciszą trafia najgłębiej.

poniedziałek, 8 października 2007

MOŻE ROZUMIEM




Może zbyt wcześnie, by dotykać dna.
Może trzeba było nie zgodzić się...
Odmówić? Złamać? Nie nauczyłeś mnie.

Może za daleko, może za głęboko.
Lecz za późno już na odwrót, woda do oczu wdarła się
i zachłysnęłam się ogromem w kropli zamkniętym,
potężnym głosem, który milczeniem rozbrzmiewa.
Zewsząd fale tajemnic otoczyły mnie.
I tylko strach nie przypłynął. Przestraszył się.

(Niebo runęło w ciszy na głowę, lecz nie przygniotło mnie.
A może wcale nie spadło?
Może tylko przybliżyło się...
Niebo runęło we mnie.)

Może zbyt szybko chcę płynąć,
lecz czas mija szybciej niż potrafi.
I może zbyt zuchwale przyglądam się krawędzi,
którą zburzyłeś. Jedyna granica rozmyła się.
Ach, chcę tonąć, tonąć wciąż!
Nie budzić się, nie czekać na sen...

Może nie płynę na dno, lecz w głębię.
Dna szukać nie muszę, jest blisko –
Sens mieszka we mnie
.


czwartek, 4 października 2007

OCZY DUCHA - wygrzebane z szuflady czasu


nie patrz w moje oczy
kiedy nie chcę
nie patrz w oczy szklane
pozbawione dna
nie patrz kiedy stają się zwierciadłem
duszy

nie pochylaj się nad taflą
prawdy
sparzysz się wodą
z jeziora ognia
a ja nie zdmuchnę żaru
przecież nie oddycham
i nie budź mnie
kiedy chcę śnić

zostaw dzieła tajemnic na półkach
zakurzonych

zaczekaj
jutro opadnie niewidzialna mgła
blask słońca roztopi mury
i wejdziesz chwiejnym krokiem
na ścieżkę wąską i śliską
wyściełaną krwawymi kwiatami
i złotymi kamieniami
drogę którą się nie idzie
drogę na której się balansuje

wtedy zabiorę cię
a teraz
nie patrz w moje oczy

kiedy świecą

niedziela, 30 września 2007

Tu i teraz: wybuch dojrzały


Aby wejść na szczyt, trzeba odbić się od dna...
Bo nie zrozumie głębi szczytu ten, kto nie pojął głębi dna...
Nie poczujesz smaku szczęścia, jeśli nie piłeś ze studni bólu...
Największe rzeczy rodzą się w cierpieniu, w ciszy i w tajemnicy...



Karol Wojtyła
SCHIZOTYMIK


Są takie chwile głuche, chwile beznadziejne
- czy wydobędę jeszcze z siebie myśl, czy z serca ciepło wykrzeszę?

Nie zrywaj wówczas ze mną, gniewem moim wtedy się nie przejmuj.
To nie jest gniew, to nic - to tylko puste wybrzeże.

Lecz wtedy tak bardzo mi ciąży nawet najlżejszy ciężar.
Idę, lecz cały stoję, nie czuję żadnego ruchu.
Pamiętaj wówczas - nie stoisz, lecz w ciszy te siły się prężą,
które odnajdą swą drogę, te siły, które wybuchną.

I wtedy znów - nie gwałtownie, nie cały sobą naraz
rozkładaj momenty serca, rozkładaj napór woli.
W gorączkowym blasku źrenic niech się natychmiast nie spala
to, co rośnie w okresach zastoju.



To już za mną


Karol Wojtyła
MELANCHOLIK


Nie chciałem wziąść. Zbyt długo we mnie waży się ból,
zrazu przyjęty dość słabo -
waży się w wyobraźni i toczy z wolna jak mól,
jak rdza zużywa żelazo.

Ach, wypłynąć z nurtu ukrytego i przejść poza bólu przedsmak!
Jest życie, proste i wielkie - jego głębia nie kończy się we mnie.
Rzeczywistość bardziej jest wspaniała niźli bolesna.
Zrównoważyć to wszystko nareszcie gestem dojrzałym i pewnym!

Nie wracać po tyle razy, lecz iść i dźwigać po prostu
w równym odstępie godzin tę całą subtelną strukturę,
która w granicach mózgu tak łatwo przemienia się w rozstój,
a sama w sobie zmęczeniem jest bardziej niż bólem.

I może bardziej być z Nim niż z sobą tylko,
bardziej być z Nim -
odsunąć grozę spraw na tyle,
by wystarczał zwyczajny czyn.



sobota, 29 września 2007

GÓRA ŻYCIA





Gdy znów zacznie padać ciemny deszcz,
szukaj najpiękniejszej z gór,
tej zbudowanej ze skał miłości,
góry milczącego poematu nowego życia,
na której łza w uśmiech się przemienia.
Słuchaj melodii wschodzącego słońca
i zagraj ją w dolinie.
Nie umiesz grać? Już umiesz.
Tylko się nie bój.

piątek, 28 września 2007

Myśli nieuporządkowane...




ogień spalił nadzieję




noc czarnym płaszczem otula Cię




nie śpij
wróć do światła



niech przeszłość będzie jedynie cieniem




mgłę bólu rozwieje wiosenny wiatr
a tajemnice prawdą zajaśnieją




nie bój się
przed zwycięstwem zawsze pada deszcz



uwierz w moc, która w Tobie drzemie
czas by poznał Cię świat



szczęście nosisz wciąż ze sobą
kiedyś odnajdziesz radość w sobie
nadzieja z martwych powstanie

a świat znów zajaśnieje tysiącami barw...

poniedziałek, 24 września 2007

Nieludzkie spojrzenie człowieka...?

Śmierć... szyrderczo napluła mi na twarz... nic więcej nie mogła zrobić...
I jak zwykle: zero bólu, zero żalu, zero strachu... Nic. Jedno westchnienie, cichutkie "ach".

Dzięki za to, że byłeś z nami. Wiem, że tam u góry śmiejesz się jeszcze głośniej.



śp. br. Tymoteusz Durkacz (1972-2007)

Do zobaczenia po drugiej stronie życia!

poniedziałek, 17 września 2007

magna


Magna res est vocis et silentii temperamentum.
Wielką rzeczą jest wiedzieć, kiedy mówić i kiedy milczeć.

sobota, 25 sierpnia 2007

DWAJ PRZYJACIELE

fioletowe drzewo
słodkim cieniem
zasłania znużone oczy
uparte promienie
przebijają się przez zielony dach
słońce długimi rękami sięga
po uciekające wciąż myśli

drzewo wyciągnęło ramiona
nad starym płotem
zmęczone
ciężarem dojrzałych owoców

spadających
na spaloną słońcem drogę

kiedyś zostawiłeś na niej swój ślad
i nie wiedziałeś że tak blisko dom mój
nie wiedziałeś że to ja

znamy się tak dobrze
nie wiedząc nic o sobie
utkani z jednego światła
świat wysłał list gończy za nami
nikt już nie rozumie przyjaźni
ducha

wiem
gdzie teraz jesteś
tam daleko
siedzisz nad stawem
otoczony blaskiem złotych promieni
odbijanych przez pomarszczoną taflę
topisz smutki w ciemnozielonej głębi
nie umiejąc płakać
wzdychasz w rytm wiatru
i szeleszczących listków
poruszonych muśnięciem sierpniowego wiatru

pozwól
pozwól mu by uniósł stare myśli
choć nie wierzysz już
że ktoś drgnie pod ich dotykiem
usłyszy nieme wołanie
suchy płacz
że ktoś zrozumie

wiem
najcięższe są pierwsze rocznice
bólu

tam daleko
nad stawem przy kopalni
obok drewnianej ławeczki
napisałam węglem na ziemi
moje imię

nie jestem snem

tam daleko
za górami
siedzę pod fioletowym drzewem
wiem
rozumiem

wciąż pamiętam




piątek, 24 sierpnia 2007

nullum



Nullum magnum ingenium sine mixtura dementiae fuit.
Nie było wielkiego geniuszu bez domieszki szaleństwa. (Aristoteles)



wtorek, 21 sierpnia 2007

CHWILA BEZ IMIENIA






stajesz na szczycie
przeniknięty głębią ciszy
rozpływasz się w atmosferze
wolności
serce w górę się pnie
za każdym podmuchem
mury
mury się walą
i tyle sił by łatać
dziury
cicho
cicho coraz ciszej
zasypiasz w Panu

wsłuchaj się człowieku
w szept gór i śpiew wiatru
w ten szept i śpiew o Panu
słuchaj i powtarzaj

nie odchodź

niezmieniony








środa, 15 sierpnia 2007

BLASK NOCY


zaśnij
gdziekolwiek jesteś
zaśnij
spokojnie

nie mogę otrzeć twych łez
nie uleczę krwawiących ran
za daleko jesteś
tylko w blasku nocy widzę twą twarz
gdy w krainie snów zabłąkam się

nie powiem że wiem

zaśnij
ja czuwać będę
nie pozwolę zgasnąć gwiazdom
znajdę światło nadziei
odbijane tarczą księżyca

zaśnij
ja będę się modlić
o lepszy świt
o nowy dzień
kiedy wzejdzie słońce prawdy
dzień zwycięstwa

śpij

gdziekolwiek jesteś