Zatrzymał się czas... piasek w klepsydrze przesypał się,
zgasły już gwiazdy, jak zgasł w oczach jego jasny blask...
Wschodzące słońce zagląda przez okno,
ciepłe promienie czule głaszczą bladą twarz,
zdumiony wiatr nieruchomo obok przysiadł
i cichym oddechem gładzi złote włosy.
Słowik ogarnięty wzruszeniem, głosu wydobyć nie mógł,
na małym flecie tęskną melodię gra...
Tak cicho odszedł, tak delikatnie... bez słów,
jakby wiedział, że pożegnanie nie znaczy nic.
Wraz z zachodzącym księżycem granice horyzontu przekroczył,
nie poczuł nawet jak śmierć ujęła go za rękę,
jak wpłynął łodzią na błękitne wody nieba...
Nie przerwała mu snu... nie obudził się...
Widzę jego uśmiech, na twarzy otoczonej słonecznym blaskiem
i wiem, że ma teraz jeszcze piękniejsze sny...
niedziela, 28 października 2007
WE ŚNIE
Barwa głosu:
wiersz
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Nie wiem czy można w jakiś sposób komentować poezję. Ja potrafię albo przyznać jej rację, albo nie zgodzić się z nią. Tutaj powiem tylko tyle, że... z tego punktu widzenia, a zarazem tak trafnie i pięknie nie umiałbym wyobrazić sobie odejścia.
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz