poniedziałek, 22 września 2008

Podwójna droga

W odległej krainie było kiedyś miasto, leżące u stóp pięknej góry. A była ona tak wysoka, że mgła i śnieg nieustannie pokrywały jej szczyt. Któregoś dnia do miasta przybył Pan Jezus i dźwigając wielki krzyż na ramionach, podążał w stronę tajemniczej góry. Lecz nikt na Niego nie zwrócił uwagi. Ludzie spieszyli się, mijali Go, czasem szturchali, a niektórzy omijali z daleka. Pan Jezus szedł dalej. A gdy był już sam na górskiej ścieżce spotkał małą dziewczynkę.
- Panie, dlaczego masz takie smutne oczy? - spytała, lecz nic jej nie odpowiedział.
- A ty dlaczego masz smutne oczka? - zadał to samo pytanie i także nie usłyszał odpowiedzi.
- Czy mogę pomoc Ci nieść ten krzyż? Wiem, że niewiele uniosę, ale pozwól mi - prosiła.
- Chcesz podążyć Moją drogą, aż na sam szczyt?
- Chcę - kiwnęła głową.
- Ale musisz wrócić do miasta, bo tam na ciebie czekają i cię potrzebują.
- Wiem... Lecz jak mam tam spokojnie żyć wiedząc, że Ty jesteś sam i niesiesz taki wielki ciężar? Wrócę i za dnia będę z nimi, a nocą, gdy wszyscy zasną, przyjdę do Ciebie i pomogę Ci. Pozwól mi...
I Pan Jezus się zgodził. Wiele razy słońce wschodziło i zachodziło, zmieniały się pory roku, a dziewczynka każdy dzień spędzała w mieście z innymi ludźmi i nocą podążała górską ścieżką, niosąc krzyż z Panem Jezusem. Lecz pewnego wieczoru, gdy wchodziła na górę, nie zastała Go. Wołała i szukała, ale nie przyszedł. Zupełnie jakby zniknął. Na drodze został tylko kawałek krzyża. Dziewczynka wzięła go i ze łzami w oczach poszła dalej. Wiedziała, że On gdzieś jest, że nie mógł umrzeć i kiedyś wróci. Droga zwężała się z każdym krokiem, nogi grzęzły w śniegu, wokół otaczała ją coraz gęstsza mgła i przenikliwy chłód. Szła, a każdy krok był wygraną walką. Niosła tylko niewielki kawałek krzyża, lecz był on często ciężarem ponad siły. Bo osiadła na nim samotność, tęsknota, osiadł płacz... Pan Jezus nie odszedł, był zawsze tuż obok, niosąc przy niej Swoją część krzyża. Lecz dziewczynka nie mogła Go już zobaczyć. I nie widziała, nie czuła nawet Jego obecności... Wierzyła. Taka była droga na szczyt...

4 komentarze:

Grzegorz Raźny pisze...

Aż ciarki przechodzą jak się czyta ostatnie zdania. Piękna historia i zaproszenie do współcierpienia. Kim jest Zmartwychwstały Jezus? Przecież to my wszyscy, dzielący się chlebem tworzymy Jego ciało. Bierzemy więc udział w Jego cierpieniu, niosąc swoją część krzyża.

Henki pisze...

Oczywiście, masz rację. I to jest jedna z interpretacji.
A druga sprawa, którą chciałam naświetlić w tej opowieści to zjawisko "nocy duszy". I tu polecam krótki artykuł:
http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?s=opoka&id=22193

Grzegorz Raźny pisze...

Heh, chyba ja też już pisałem o nocy duszy, a właściwie o nocy ducha, w jednym z moich wpisów. Właśnie o Matce Teresie, ale też o Janie od Krzyża i wielu innych.:) Ten motyw jest niesamowicie ciekawy i dla mnie jednak cały czas bardzo tajemniczy.

Henki pisze...

Tak, pamiętam jak o tym pisałeś. I podobała mi się Twa koncepcja, iż złe ziarno nie może przynosić dobrego owocu - noc ducha nie jest oznaką potępienia.

Motyw ciekawy i piękny, lecz tylko kto doświadczył "odrzucenia przez Boga" może rozwiać mgłę tajemnicy. Chociaż trochę.