Zbigniew Herbert
Brewiarz I
Panie,
dzięki Ci składam za cały ten kram życia, w którym
tonę od niepamiętnych czasów bez ratunku śmiertelnie
skupiony na ciągłym poszukiwaniu drobiazgów.
Bądź pochwalony, że dałeś mi niepozorne guziki,
szpilki, szelki, okulary, strugi atramentu, zawsze
gościnne nie zapisane karty papieru, przezroczyste koszulki,
teczki cierpliwe,
czekające.
Panie, dzięki Ci składam za strzykawki z igłą grubą i cienką jak
włos, bandaże, wszelki przylepiec, pokorny kompres, dzięki
za kroplówkę, sole mineralne, wenflony, a nade wszystko
za pigułki na sen o nazwach jak rzymskie nimfy,
które są dobre, bo proszą, przypominają, zastępują
śmierć
poniedziałek, 17 grudnia 2007
Bezsenność życia
niedziela, 9 grudnia 2007
Zapach zimowych kwiatów
Czas płynął tak powoli, jakby co chwilę się zatrzymywał i przysypiał. Zegar wybił dopiero pierwszą. Już trzecią godzinę obracałem się z boku na bok, za nic nie mogąc doczekać się nadejścia upragnionego snu. W końcu straciłem cierpliwość i wstałem. Czułem, że nie mogę czekać do rana, że muszę pójść do niego właśnie teraz. Niewiele zastanawiając się nad tym co robię, poszedłem tam. Była wtedy bardzo ciemna, mroźna noc. Śnieg głośno skrzypiał pod nogami, a nade mną rozciągało się czyste, granatowe niebo rozświetlone blaskiem niezliczonych gwiazd. Może kiedyś powiedziałbym, że to piękny widok i stałbym zachwycony z zadartą w górę głową. Ale kiedyś już nie powróci. Wkrótce znalazłem się u wrót mojego celu, powoli, delikatnie otworzyłem bramę cmentarną... Nagle zrobiło mi się gorąco i przez chwilę szczerze pragnąłem wrócić do domu, lecz szybko się uspokoiłem. Przecież nie byłem pierwszy raz na cmentarzu, kiedy było ciemno. Tylko, że zawsze przychodziłem tu z nim, a teraz... do niego... Drogę znałem już na pamięć, nawet w ciemności szybko znalazłem jego grób. Zapaliłem niebieski znicz. Zawsze lubił ten kolor. W bladym świetle ujrzałem szare zdjęcie, lekki uśmiech, zamyślone oczy, głębokie spojrzenie... datę urodzin, o której pamiętałem jak o własnej... drugą datę, o której chciałbym zapomnieć... duże litery układające się w imię, które z dumą zawsze wypowiadałem... i białą, zmarzniętą różę...
„Dlaczego?” – pomyślałem. „Dlaczego mnie zostawiłeś? W blasku światła szczęśliwy teraz chodzisz, a ja błąkam się smutny wśród ciemności. Mówiłeś, że śmierć nie istnieje, więc czemu czuję ją obok siebie? Czyż to życie nie jest śmiercią? Co jest pomyłką, a co większym dramatem? Nie zdążyłem cię zapytać i już mi nie odpowiesz...” Urwałem myśl, bo zdawało mi się, że zaczął się do mnie uśmiechać z fotografii. „To przez zmęczenie” – rzekłem w duchu. Lecz chwilę później zaczęło dziać się coś niezwykłego. Przestałem drżeć, poczułem w środku przyjemne ciepło, które w momencie objęło całe moje ciało. Zamknąłem oczy, ale wciąż widziałem rozgwieżdżone niebo, które szybko się do mnie przybliżało. Gwiazdy zaczęły tańczyć i wirować coraz szybciej i szybciej... Aż znalazłem się na łące, rozświetlonej niezwykle jasnym, ciepłym blaskiem. Wokół rosło tysiące różnobarwnych kwiatów, których piękna określić nie potrafię, bo nigdy przedtem ani potem czegoś takiego nie widziałem. Siedziałem tak oczarowany, a obok mnie zobaczyłem, naprawdę zobaczyłem Konrada! Tak jak zawsze, siedział objąwszy kolana rękami, lecz wtedy już mi się nie wydawało, jego oczy świeciły własnym, pięknym blaskiem.
- Pytałeś o istotę życia i śmierci, więc spróbuje ci to wytłumaczyć– znów usłyszałem jego delikatny głos.
- Tak abym zrozumiał? - zapytałem rozradowany.
- Tak abyś zrozumiał – uśmiechnął się. – Więc posłuchaj...
Poczułem się znowu jak za dawnych dni, gdy jako młodzi chłopcy zmęczeni bieganiem za piłką, siadaliśmy na trawie i rozmawialiśmy godzinami, próbując odkryć kolejny sens świata i życia...
- Jednym z darów jakie Bóg ofiarował Swoim żyjącym na ziemi dzieciom jest śmierć. Ofiarował ją jako wybawienie i nadzieję, że kiedy wypełni się nasz czas, zostaniemy wezwani po imieniu i zrzucimy z siebie balast doczesności. Wrócimy do domu. Niestety nie wszyscy... Śmierć jest końcowym odcinkiem drogi doczesnego życia, jest bramą, przejściem pomiędzy światami. Czymś w rodzaju przewoźnika, który przeprowadza nas na drugi brzeg. Śmierć nie jest wypadkową zła ani nienawiści, ponieważ nie służy ona złym duchom, lecz podlega Bogu. Tylko On jest Panem wszelkiego życia i tylko On ma klucze do bramy go rozdzielającej. Możemy więc powiedzieć, że śmierć nie istnieje jako śmierć, ale jako przejście. A ty co o niej powiedziałeś?
- Pomyślałem, że śmiercią jest życie...
- I masz w tym trochę racji, bo całe nasze ziemskie życie to ciągłe przemijanie. Od samego początku naszym celem jest owa brama. Lecz to właśnie w tym nieustannym umieraniu uczymy się życia. Jerzy, pamiętasz? Żeby ziarno wydało plon musi najpierw obumrzeć. Straciliśmy raj przez szatana i myślał on, że zniszczył największe dzieło Boga. Lecz Pan obrócił to wszystko w dobro i ofiarował nam życie doczesne, które jest dla nas sprawdzianem z miłości i dowodem na to jak wielcy i drodzy Mu jesteśmy, skoro obdarzył nas tak wielką wolnością. Sami możemy zadecydować czy chcemy do Niego wrócić czy pójść inną drogą.
- Lecz jeśli pójdziemy inną drogą czy nadal będziemy żyć?
- Tak, ponieważ bez względu na to, czy powiemy Bogu „tak” czy „nie”, zostaliśmy stworzeni do życia, do nieśmiertelności. Teraz powiem ci co jest źródłem prawdziwej śmierci. To właśnie jest zło i wybierając je, owszem będziemy żyli, ale będzie to życie wieczne w śmierci. W dodatku w śmierci wiecznej. Bo o ile brama pomiędzy światami zostanie kiedyś zburzona, śmierć, której źródłem jest szatan jest nieśmiertelna. Dlatego proszę cię, nie bój się, umierając żyj, żyjąc dąż do Życia i pamiętaj, że będę tu na ciebie czekał... będę tu na ciebie czekał... – jego słowa jak echo brzmiały mi w uszach, coraz ciszej i ciszej i ciszej...
Obudziłem się. Zgasły gwiazdy, zaczęło świtać. „Będę tu na ciebie czekał...” W głowie ciągle kotłowały mi jego słowa. Nagle poczułem zapach świeżych kwiatów i wtedy łzy same zaczęły płynąć z oczu, potężnym strumieniem zalewając mi całą twarz. Płakałem, a w środku mieszały się uczucia radości, ulgi, tęsknoty, żalu, zdziwienia i sam nie wiem czego jeszcze. Płakałem i było mi z tym dobrze. A wokół unosił się piękny zapach i do tej pory zastanawiam się czy to ta zmarznięta róża tak pachniała, czy wiosna nadeszła zbyt wcześnie, czy może to niebo się przybliżyło?
czwartek, 6 grudnia 2007
HENKIHIEVERISSAE - wspomnienia pewnego ducha
To zaprzeczenie życia,
To ciągłe umieranie!)
(Znam dobrze źródło co tryska i płynie,
Choć się dobywa wśród nocy .)
św. Jan od Krzyża
noc nadeszła zbyt szybko
zbyt szybko pokonała dzień
promienie księżyca poraziły oczy
i
ciemny krzyk ciszy rozległ się
opadła na ziemię zasłona nieba
strząsając gwiezdny pył
w głębiny duszy
drży wokół spokój
zimną kawą popijam środki nasenne
wszak dzień i tak niczym od nocy nie różni się
sen nie ma wstępu na drogi trzeciego wymiaru
jeden krok za dużo tylko jeden
lecz
nie można było nie wejść gdy brama stała otworem
czuły pocałunek śmierci na czole wciąż płonie
spaceruję teraz między ziemią a niebem
swobodnie włócząc się po ścieżkach pojmowania
bezkarnie zrywając z tajemnic całuny milczenia
przecieram niewidzialne zakręty trzeciej drogi
nieznanej
tak dawno nieuczęszczanej
wiatr zapach zimowych fiołków roznosi
pod niebem bez gwiazd
jasność tylko w środku płonie
czerpiąc światło z ciemności wszystko ogarniającej
ach
trzeba było utonąć w otchłani cienia
trzeba było wpierw oślepnąć
by ujrzeć blask niegasnącego Słońca
splendor wiecznego Dnia
trzeba było umrzeć
by zrozumieć życie
usłyszeć donośny głos ciszy
nie zapomnieć
teraz wiem
to nie prawda
nie umiera się tylko raz
środa, 5 grudnia 2007
poniedziałek, 3 grudnia 2007
"Często myślę o tym dniu widzenia, który pełen będzie zdziwienia nad tą Prostotą, z której świat jest ujęty."
Karol Wojtyła
***
Za tę chwilę pełną śmierci dziwnej,
która w wieczność niezmierną opływa,
za dotknięcie dalekiego żaru,
w którym ogród głęboki omdlewa.
Zmieszały się chwila i wieczność,
kropla morze objęła -
opada cisza słoneczna
w głębinę tego zalewu.
Czyż życie jest falą podziwu, falą wyższą niż śmierć?
Dno ciszy, zatoka zalewu - samotna ludzka pierś.
Stamtąd żeglując w niebo
kiedy wychylisz się z lodu,
miesza się szczebiot
dziecięcy - i podziw.